apple-domain-verification=pmurZivRL0OdQwIzW7tSJpflloT25r_0Plib0hfQNWs
top of page

Dlaczego niemieckie taksówki wypowiedziały wojnę Uberowi?

  • Zdjęcie autora: Damian Brzeski
    Damian Brzeski
  • 13 cze
  • 5 minut(y) czytania

Czy to ostatni rozdział historii kultowych, budyniowych taksówek w Niemczech? Branża na skraju załamania, kierowcy – na granicy wytrzymałości, a cyfrowi giganci nacierają bezlitośnie.


Czym grozi nadchodzący protest? I dlaczego miliony Niemców stają dziś po stronie tych, których dotąd mijali w pośpiechu?


Taxi Niemcy kontra uber

Początek końca budyniowych taksówek w Niemczech?


Wyobraź sobie poranek w Berlinie, Frankfurcie czy Monachium. Zamiast płynnego ruchu, ulice blokują konwoje charakterystycznych, kremowych taksówek, a powietrze przeszywa dźwięk klaksonów.


Myślisz, że to kolejny zwykły strajk o podwyżki? Nic bardziej mylnego. To, co dzieje się na niemieckich ulicach w latach 2024-2025, to prawdziwa walka o przetrwanie.


To desperacka próba zdefiniowania na nowo swojej roli w świecie zdominowanym przez cyfrowych gigantów.


Niemiecka branża taksówkarska krwawi.


Od pandemii zniknęły tysiące firm, a kierowcy masowo odchodzą z zawodu. Nadchodzący ogólnokrajowy protest, zaplanowany na 2 lipca 2025 roku, to nie jest odosobniony akt desperacji.


To starannie zaplanowana kulminacja narastającego od miesięcy gniewu i poczucia niesprawiedliwości. Taksówkarze mówią wprost: to wojna.


Wojna o uczciwe zasady, o godne zarobki i o przyszłość całego sektora. A po drugiej stronie barykady? Stoją potężni gracze, których aplikacje masz prawdopodobnie na swoim telefonie – Uber, Bolt i Free Now.



O co toczy się gra? Anatomia taksówkarskiego buntu


Żeby zrozumieć, dlaczego niemieccy taksówkarze są gotowi zablokować największe miasta, trzeba zajrzeć pod maskę tego konfliktu. A tam kłębią się problemy, które przyprawiają o ból głowy.


  1. Nierówna walka: Dumping cenowy i cyfrowi drapieżnicy


Sercem całego sporu jest to, co taksówkarze nazywają wprost „konkurencją dumpingową”.

Argumentują, że Uber i spółka, działając w oparciu o mniej rygorystyczne przepisy, mogą oferować ceny, które dla tradycyjnej taksówki są po prostu zabójcze.


To trochę jak nierówna walka bokserska, w której jeden z zawodników ma związane ręce sztywnymi taryfami i obowiązkami, a drugi może swobodnie lawirować, subsydiując przejazdy i zaniżając stawki. Efekt? Wyścig na dno, w którym przegrywają przede wszystkim kierowcy.


  1. Dwa światy, dwa prawa: Przepisy, które faworyzują aplikacje


Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach – a konkretnie w przepisach. Tradycyjna taksówka w Niemczech to niemal usługa publiczna.


Musi działać 24/7, przyjąć każdy kurs (nawet ten najmniej opłacalny) i trzymać się cen ustalonych przez miasto. Kierowca Ubera? Choć musi mieć licencję, nie jest związany tymi samymi taryfami.


Co więcej, istnieje przepis zwany „Rückkehrpflicht”, czyli obowiązek powrotu do bazy po każdym kursie. W teorii, kierowca samochodu na wynajem (a takim formalnie jest kierowca Ubera) powinien po podwózce grzecznie wrócić na parking firmy.


W praktyce? Cóż, praktyka bywa różna, a taksówkarze twierdzą, że przepis jest masowo łamany, a auta z aplikacji krążą po mieście jak zwykłe taksówki, tylko bez tych wszystkich uciążliwych obowiązków.


  1. Brutalna ekonomia: Koszty w górę, zarobki w dół


A teraz dodajmy do tego prostą matematykę. Ceny paliwa szaleją, składki na ubezpieczenie rosną, a regulowane przez państwo taryfy nie nadążają za inflacją. Rentowność biznesu spada na łeb na szyję.


Presja jest tak ogromna, że nawet kierowcy jeżdżący dla aplikacji zaczynają protestować! Strajk we Frankfurcie w listopadzie 2024 roku pokazał coś zdumiewającego: kierowcy Ubera i Bolta wyszli na ulice, bo wypłaty od platform były tak niskie, że nie starczały na pokrycie płacy minimalnej.


To sygnał, że cały model biznesowy oparty na niskich cenach zaczyna zjadać własny ogon.


Główne postulaty: Lista ratunkowa dla branży


W obliczu tych wyzwań, taksówkarze sformułowali konkretne żądania. To nie jest tylko krzyk frustracji, ale przemyślana strategia:


  • Wprowadzenie cen minimalnych dla Ubera i spółki: To absolutny priorytet. Chodzi o to, by uniemożliwić dumping i wyrównać szanse.

  • Mniej biurokracji: Szczególnie w kwestii uciążliwej i kosztownej kalibracji taksometrów.

  • Taksówka jako część transportu publicznego: Formalne uznanie roli taksówek w systemie mobilności, zwłaszcza na terenach wiejskich i w nocy.

  • Egzekwowanie prawa: Skuteczniejsze kontrolowanie wspomnianego obowiązku powrotu do bazy.

  • Wsparcie w transformacji: Pomoc rządowa w przejściu na flotę elektryczną.


Kalendarz gniewu: Od Frankfurtu po ogólnokrajowy paraliż


Fala protestów, której kulminacją ma być lipcowy „Nationaler Aktionstag Taxi”, narastała od dawna.


Już pod koniec 2024 roku we Frankfurcie strajkowali kierowcy jeżdżący dla aplikacji – to był pierwszy tak wyraźny sygnał, że problem dotyczy wszystkich.


Potem, wiosną 2025 roku, na ulice wyjechali taksówkarze w Moguncji, Wiesbaden i Monachium. Wszędzie powtarzał się ten sam postulat: „równe warunki dla wszystkich!”.


Warto zauważyć, że te protesty dzieją się na tle ogólnokrajowych niepokojów w transporcie. Gigantyczne strajki na kolei czy na lotniskach, organizowane przez potężne związki zawodowe, wielokrotnie paraliżowały kraj.


Paradoksalnie, w takich chwilach zapotrzebowanie na taksówki gwałtownie rosło, co tylko uwypuklało ich kluczową rolę w systemie.


Taksówkarze zdają się mówić: „Widzicie? Jesteśmy niezbędni, gdy wszystko inne zawodzi. Dlaczego więc pozwalacie nas niszczyć na co dzień?”.


Władza słucha, a ludzie? Zaskakujące poparcie dla niemieckich taksówkarzy


I tu dochodzimy do jednej z największych niespodzianek. Co na to wszystko zwykły Niemiec, pasażer przyzwyczajony do tanich kursów z aplikacji? Okazuje się, że wcale nie stoi murem za Uberem.


Reprezentatywne badanie z lutego 2025 roku przyniosło szokujące wyniki: aż 60% Niemców popiera wprowadzenie cen minimalnych dla usług przewozowych! Tylko 7% było przeciwnych.

Wygląda na to, że liczne skandale związane z wyzyskiem kierowców, omijaniem podatków i łamaniem praw pracowniczych przez cyfrowe platformy zrobiły swoje. Ludzie może i lubią tanie przejazdy, ale jeszcze bardziej cenią sobie uczciwość.


Rządzący również nie pozostają głusi. Odbywają się spotkania z politykami, a co najważniejsze, w styczniu 2025 roku Sąd Administracyjny w Lipsku wydał przełomowe orzeczenie: ustalanie cen minimalnych dla firm takich jak Uber jest prawnie dopuszczalne.


To dało taksówkarzom potężny oręż do ręki. Piłka jest teraz po stronie lokalnych władz, które mają narzędzia, by zaprowadzić porządek. Pytanie, czy będą miały odwagę ich użyć.


Kto wygra tę wojnę? Scenariusze dla przyszłości


Jaki będzie finał tej batalii? Możemy sobie wyobrazić kilka scenariuszy. Być może coraz więcej miast, ośmielonych wyrokiem sądu i naciskiem społecznym, wprowadzi ceny minimalne, co doprowadzi do wyrównania rynku.


To mogłoby oznaczać koniec ery ultratanich przejazdów, ale za to poprawiłoby sytuację kierowców i zapewniło stabilność usług.


A może branża taksówkowa, by przetrwać, będzie musiała sama przejść głęboką transformację? Już teraz widać dążenie do integracji z systemem transportu publicznego i inwestycje w e-mobilność.


Kluczowe będzie to, czy uda się znaleźć model, w którym innowacja technologiczna nie będzie wrogiem, ale partnerem dla niemieckiej tradycji.


Jedno jest pewne: wynik tej walki zdefiniuje przyszłość transportu miejskiego w całych Niemczech.


To już nie jest tylko opowieść o taksówkach. To fundamentalne pytanie o to, jak chcemy, aby wyglądały nasze miasta – czy mają być dżunglą, w której wygrywa najsilniejszy i najsprytniejszy, czy zrównoważonym ekosystemem, w którym jest miejsce dla wszystkich, a uczciwa konkurencja i godna praca są wartościami nadrzędnymi.


Odpowiedź, która padnie w Niemczech, będzie z uwagą obserwowana w całej Europie.

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page