Opłata początkowa w taxi - opłata za pierwszy kilometr
- Damian Brzeski
- 1 dzień temu
- 3 minut(y) czytania
Dlaczego taksówka liczy od pierwszej sekundy, zanim w ogóle ruszy, a do tego podwują stawkę? Opłata początkowa, nazywana potocznie „za trzaśnięcie drzwiami”, budzi ciekawość i czasem kontrowersje.
Ma rekompensować kierowcy czas oczekiwania i gotowość do kursu, ale w różnych miastach — od Warszawy po Tokio — wygląda zupełnie inaczej. Sprawdź, ile naprawdę płacisz za sam start jazdy i dlaczego w małych miejscowościach temat ten potrafi wywołać gorące dyskusje.

Czym jest opłata początkowa w taksówce i dlaczego w ogóle istnieje?
Opłata początkowa w taxi — znana też jako opłata „za trzaśnięcie drzwiami” — to stała kwota, którą widzisz na taksometrze od pierwszej sekundy kursu. Naliczana jest w momencie uruchomienia licznika "taksometru" i obejmuje pierwszy kilometr przejazdu.
Po co w ogóle taka opłata w taksówkach?
W teorii ma ona zrekompensować kierowcy gotowość do wykonania kursu i czas poświęcony na dojazd do pasażera. Kiedy zamawiasz taksówkę, kierowca często musi pokonać dystans, który bywa porównywalny, a czasem nawet dłuższy niż trasa, którą przejedziesz jako pasażer.
Jeśli wsiadasz na postoju — to wcale nie znaczy, że kierowca „nic nie robił”. Czasem stoi tam kilkanaście minut, a nawet godzinę lub dwie, czekając na klienta. Opłata początkowa ma więc w teorii pokryć część tych kosztów.
W praktyce?
W większości polskich miast to kwota mniej więcej dwukrotności ceny kilometra. Nie pokrywa realnie całego czasu i paliwa zużytego na oczekiwanie czy dojazd, ale pełni funkcję opłaty minimalnej. To gwarancja, że nawet bardzo krótki kurs nie będzie dla kierowcy całkowicie nieopłacalny.
Jak to działa w Polsce i na świecie?
Polska – Opłata początkowa to zazwyczaj 5–10 zł w dużych miastach. Obejmuje pierwszy kilometr lub jego część. Po nim taksometr przechodzi na normalną stawkę kilometrową i czasową.
Berlin – Start to 4,30 €, a potem 2,80 €/km. Początkowa kwota obejmuje pierwszy odcinek trasy.
Nowy Jork – Tzw. flag drop wynosi 3,00 USD, do tego doliczane są dopłaty miejskie i stawki za kolejne odcinki trasy lub czas postoju.
Tokio – Około 500 jenów, wliczając w to pierwszy kilometr z hakiem. Potem licznik nalicza bardzo małe odcinki, ale częściej.
Londyn – Minimum ok. 2 funty, które obejmuje pierwsze kilkaset metrów lub kilkadziesiąt sekund jazdy.
W wielu krajach dodatkowo stosuje się dopłatę za dojazd do klienta, nawet w obrębie miasta, oraz szereg innych opłat (np. za bagaż, podróż nocą czy przejazd w święta).
Jak jest z opłatami początkowymi w małych miejscowościach?
Tutaj sytuacja robi się ciekawa — i trochę kontrowersyjna.
W małych gminach taksówkarze często mają licencję tylko na jeden obszar. Jeśli klient dzwoni z miejscowości oddalonej o kilka kilometrów, kierowca w teorii powinien włączyć licznik dopiero w momencie, gdy pasażer wsiądzie.
W praktyce jednak czasami:
umawia się na dopłatę za dojazd,
włącza licznik już na granicy swojej strefy licencyjnej,
albo (niestety) włącza go wcześniej, co dla pasażera jest nieweryfikowalne i budzi wątpliwości co do uczciwości.
Takie sytuacje są legalne tylko wtedy, gdy kurs zaczyna się lub kończy w gminie, na którą kierowca ma licencję. Ale sposób naliczania opłaty za dojazd bywa nieprzejrzysty, a dla klienta — irytujący.
Masz wątpliwość, umów się na stałą cenę!
W przypadku kursów spoza miasta najprościej ustalić cenę z góry. Dzięki temu:
pasażer wie, ile zapłaci,
kierowca uwzględnia w cenie czas, paliwo i ewentualny pusty powrót,
obie strony unikają dyskusji o tym, kiedy został włączony licznik.
Opłata początkowa to nie „opłata za powietrze” — to forma minimalnej zapłaty za czas, gotowość i start kursu.
W teorii ma rekompensować kierowcy przygotowanie do jazdy, w praktyce jest raczej kompromisem między kosztami a akceptowalną dla pasażera kwotą startową.
A w małych miejscowościach — uczciwość i przejrzystość ustaleń są kluczem do uniknięcia nieporozumień.
Commentaires